Późno w nocy wysiadamy na granicy. Idziemy pieszo. Przechodzimy przez płoty i ogrodzenia.
Jesteśmy na pograniczu. Chcemy iść poboczem autostrady w poszukiwaniu miejsca do spania. Krzyczy do nas celnik. Biegnie z wyraźnym wskazaniem na słowo: alkohol. Pachnie jak typowy żul spod bloku. Pijackim bełkotem tłumaczy, że "crazy, dead, stupid", co kwitujemy półuśmiechem i słowem "Pologne!".
Nie wiedzieć czemu odpuszcza. Ależ mamy sławę za granicą!
Rozkręcamy śruby mocujące bramę francuskiej granicy i idziemy spać na terenie celnym. A co! Przecież jesteśmy Polakami!
Rano łapiemy stopa przy samym bramkach. Po chwili łapiemy jeżdżącego starym gratem kierowcę samolotów. Pokręcony kraj (ale przynajmniej ludzie mówią po angielsku!)