Rozkładamy namiot i idziemy spać. Noc spokojna, choć niewygodnie. Wstajemy o 7-ej. Długo stoimy, w tym czasie grzejemy się w równikowo-węgierskim słońcu. Jest chyba z 700 stopni.
Łapiemy lokalnego mieszkańca. Zawiezie nas do Sopronu, choć komunikacyjnie nie dogadujemy się wcale.