Na stacji do której idziemy z buta (cudowne widoki w koło!) robimy przerwę i jemy kolację na kuchence gazowej. Ja padam na twarz, Wojtek chce walczyć. Proponuje rozstawienie namiotu, bo zaczyna robić się ciemno - Wojtek chce walczyć.
Przyjeżdżają Polacy z rejsu. Gadając troszkę się budzę. Po pół godziny robi się tłoczno - jest nas już 8 osób z Polski. Ekipa sopocka zaczyna rozmawiać między sobą - my łapiemy wiatr w żagle i męczymy wszystkie auta na stacji.
Nagle moje oko dostrzega chorwacką flagę na rejestracji nowoprzyjezdnego auta - uderzamy! Genialnie mówiący po angielsku Chorwat zgadza się nas podwieźć do Zagrzebia, mimo tego, że ma zawalone auto i jest prawie północ. Ze szczęścia skaczemy sobie po głowach. Chorwacjo przybywamy!