Jesteśmy już prawie we Francji. Ledwo 5 km od nas przechodzi granica.
Jest strasznie późno. Rozglądamy się na stacji-widmo w kierunku spania. Szukam, szukam, szukam... Szczerze padam na twarz. Po kilku męczących kwadransach podejmujemy skonani decyzję - czas spać! I wtedy... myk!
Ktoś woła - hej! hej! - rozglądamy się półprzytomnie - kierowca TIRa macha - "to PARIS??" - OK! Patrzę na zegarek - 01:15. Co za krejzol. Patrzę na Wojtka: JASNE, ŻE JEDZIEMY!