Jest grubo po 3-ej rano. Wysiadamy na stacji pod samym Paryżem.
Wokół jasność Paryża sprawia, że jest nieomal widno. Pierwsze zaskoczenie - strasznie ciepło, drugie - ile tu królików!!!
Skonani szukamy noclegu, miejscówka trochę dziwna (Polacy nakręcili nam historii o gwałcących mudżynach), ale mamy to gdzieś. Najważniejsze to się wyspać, a jutro zaliczyć plan maksimum - Hiszpania.
Dla potomnych miejscówkę zaznaczyłem dokładnie na mapie.
Rano wstajemy, jemy śniadanie, myjemy się na, zabieganej przez okolicznych paryżaków jadących do stolicy, stacji i szukamy kogoś w naszym kierunku.
Trochę nam się nie chce. Kłamię. Bardzo nam się nie chce.
Podchodzimy do polskich kierowców TIR'ów. Rozmawiamy z jakimś nieuprzejmym Polakiem. Pokazuję mu legitymację, bo nam nie wierzy, żeśmy studenci z Polski! Przekonuje go, że dobre z nas chłopaki (tutaj powinienem znowu wstawić tekst o przesuwanej granicy podwózki, ale jak już wspominam to nasza cecha narodowa).
Za Paryż... za bramki... okolice Orleans ... a nie chcecie do Vierzon?