Wstępnie umawiamy się na wyjazd o 10-ej, ale przeszkody związane z obowiązującym Bożym Ciałem skutecznie utrudniają nam sprawne zebranie się na miejscu. Na opustoszały parking Auchana dojeżdżamy krótko po 12-ej. Dokładnie w momencie wyjścia z autobusu z nieba zaczynają na nas padać wanny deszczu.
Po godzinie 12-ej zaczynamy łapać. Ze względu na okropną nawałnicą na rozjeździe stoję sam, zaś Wojtek próbuje gadać na stacji. Jak na ironię zarówno on jak i ja po chwili dostajemy podwózkę do Berlina, ale tylko na jedno miejsce. No ale cóż - jedziemy razem. Po godzinie pod prysznicem zmieniam zmoknięty karton z napisem 'Berlin' na 'W stronę słońca'. Jest bardzo źle.
Po godzinie łapania Wojtek na stacji zagaduje kierowcę Darka, który podwiezie nas na (znaną i nielubianą przez nas) stację obok rozjazdu Krzywa. W czasie podróży rozmawiamy o trudach jego byłego małżeństwa. Co jednak mniej nas cieszy to fakt, że burza przesuwa się razem z nami.