Zmęczeni ekspozycją udajemy się do domu. Na miejscu dochodzi do mnie, że jeśli chcemy iść na imprezę to musimy kupić mi buty (miałem tylko sandały). Szybka decyzja i jesteśmy już w centrum. Kupujemy 0.7L Żubrówki (nieoryginalnej niestety) oraz buty za 10 euro. Przypadkowo wyjmuję (nie pytajcie jak to możliwe...) 50 euro z bankomatu. To może znaczyć tylko jedno - większość pewnie wydam...
Wracamy. Pijemy tę niezwykle słabą wódkę (i choć miała w sobie źdźbło trawy, to jej kolor i smak był raczej wytworem dodanego do niego cynamonu (?)), oglądamy słaby film i wyruszamy na podbój Berlina. Kuzynka Wojtka prowadzi nas do klubu. Oby był dobry.