Na miejsce docieram późnym wieczorem. Fotografuję bunkry na wzgórzu obok i idę znaleźć miejsce do spania. Wędruje za kościół, bo wydaje mi się to sensownym miejscem.
Całkiem zapomniałem jednak, że takie miejsca kiedyś budowane były na spółę z cmentarzami, więc... przedzieram się przez ten imponujący, zapomniany zdawałoby się, cmentarz i 20 metrów za nim znajduję idealne miejsce do rozbicia namiotu.
Wokół gwar! Wszystko co tylko może strzykać/świerczeć/piszczeć na tej łące właśnie to robi. I tak całą noc. Imponujące szoł, które jednak nie pomaga mi zasnąć - dopada mnie ogromna migrena, zaś w myślach trwa wielka dyskusja ze sobą samym na temat strachu. W nocy (jakby tego było mało) temperatura spada w okolicę kilku stopni. No pizga niemiłosiernie.
Rano budzę się połamany nie gorzej niż po nocy na dworcu w Zagrzebiu. Zostawiam namiot z rzeczami i wyruszam porobić zdjęcia cmentarza. Przechadzam się po nim cichutko fotografując nagrobki z przedziału 1830-1945. I wtedy dostrzegam coś niezwykłego...
Pomiędzy nagrobkami dostrzegam kontur zwierzęcia. I to nie byle jakiego. To żółw - taki zwykły żółw, jak ludzie mają w domach, z tym, że ten Pan znajduje się w środku niczego na starym opuszczonym cmentarzu. Niezwykły jegomość. Robię mu kilka zdjęć i przerzucam do cieplejszego miejsca. Gdy wracam ze spakowanymi rzeczami żółwik uderzał jednak z powrotem na swoje miejsce, więc go po prostu zostawiam.
Na stacji załatwiam poranna toaletę. Pogoda w końcu świetna! Balsam do opalania aplikuje co 10 minut. W czasie łapania z okolicznych domków wychodzi stara babcia i pretensjonalnie staje 10 metrów przede i zaczyna łapać stopa. Nie idzie jej (podobnie jak mnie) jednak zbyt dobrze, więc po chwili odchodzi komentując to po swojemu.
Ja w pełnym słońcu napawam się widokami i pozytywnymi odczuciami. Jakoś dopiero po tej nocy dociera do mnie jak świetnie, że wyruszyłem w tę trasę. Po dłuższym oczekiwaniu zatrzymuje się w końcu samochód na chorwackich blachach. Pan dokładnie w moim kierunku więc super!
Kierowca jest chemikiem żywieniowym, który przez tę krótką (40 km) drogę opowiada mi o sporach religijnych w Mostarze i o historii tego miasta.