Po niesamowicie ciekawej podróży z chorwackim biznesmanem, dostajemy szereg przydatnych rad (między innymi o tym, by do Czarnogóry jechać przez Serbię). Przystajemy na jego propozycję i jedziemy z nim prawie pod jego rodzinną miejscowość (Osijek). Rozmowa i humory niesamowite - kierowca na granicy chwali się nami, cieszy się jak dziecko. Bez przerwy mówi tylko "soooo crazy people!".
Jesteśmy wniebowzięci. Jest super, gada się niesamowicie, pędzimy do granicy serbsko-chorwackiej.
Wysiadamy na stacji 100km od granicy. Jest trzecia w nocy. Rozbijamy namiot i idziemy spać. W nocy jest zimno.
Budzimy się o 6-ej. Stacja-widmo. Nie ma kompletnie niczego. Dwa toi-toi'e, jakaś buda i prawie żadnego kierowcy. Z nudów gadamy z Brytyjczykami jadącymi motorem. Starsze małżeństwo; kierowca motoru opowiada nam niesamowitą historię, że 30 lat temu dojechał do Indonezji stopem z Anglii! (!!!). Pełni podziwu szukamy jednak dalej - jest słabo.
Przyjeżdża ciężarówka. Gada się ciężko, ale po namowach jest zgoda - ale tylko do granicy - oczywiście jedziemy! (: