Po dwóch wspaniałych dniach decydujemy się na powrót - tym razem jednak bez nerwów.
Z rozmów już wiemy, że Opatija to terror jeśli chodzi o wyjazd - te donosy okazały się prawdziwe.
Stoimy na stacji zaraz za wjazdem na autostradę - miejscówka zła. Wszyscy jadą lokalnie. Męczymy tam lokalnych przez godzinę, rozmawiając ciągle po angielsku z młodym sprzedawcą ze stacji, po czym idziemy na zatoczkę przystanku autobusowego przed wjazd. Jest - choć do tego już się przyzwyczailiśmy - z pół miliona stopni.
Łapię bez butów, bo inaczej musiałbym je ściągać razem ze skórą. Po prawie godzinie (mimo tego, że jedzie mnóstwo aut zagranicznych) lituje się ktoś nad nami. Super auto, w środku młoda chorwacka para - kobieta powalającej (dla mnie) urody. Jadą niedaleko, ale mają super auto, więc się cieszymy.