Wyrzuceni gdzieś pod Rotterdamem (dokładnie zaznaczyłem na mapie), mimo prawnego zakazu rozbijamy namiot w okolicy stacji. Zimno jest, ale dużo cieplej niż myśleliśmy. Rano cel - Eindhoven.
Wstajemy o 6 i do 8-ej pytamy na stacji. Znużeni już trochę tym "cyganieniem" na stacji łapiemy w końcu 2-metrowego adwokata, który podwozi nas (zupełnie jak wszyscy - co okaże się już wkrótce) kilka kilometrów do najbliższej stacji.