Wysiadamy pod Saran po kilku godzinach jazdy.
Trochę zmęczeni jemy obiad. Na stacji coraz bardziej nam się nie chce.
Mamy chwile aktywności, ale później znów nam się nie chce.
Spędzamy tu kilka godzin. Po tym lekkim chaosie mobilizujemy się i łapiemy ostro. Nagle me oko dostrzega polskiego busika. A co mi szkoda? Spytam!
Młody i ciekawy kierowca mówi mi najpiękniejsze słowa tamtego dnia: "jadę do Hiszpanii, chętnie Was wezmę!"
Plan maksimum znowu rozwalony w drobny mak!
Cała Francja w jeden dzień? CO TO DLA NAS!