Dojeżdżamy pod Norynbergie. Długo nie potrafimy niczego złapać. Jakaś niemoc i niechęć tutaj. Po dwóch godzinach przyjeżdża grat-złom-hipisowski wóz.
Gdy do niego podchodzę człowiek w środku nawet mnie nie słucha. Pyta tylko "where?". Pokazuję na mapie. Spoko. Jedziemy.
Rozmawiamy z nim, a on wyjawia nam, że wstał rano i pomyślał, że musi kogoś podwieźć na stopa. Jeździł po autostradzie i znalazł nas. Ale historia! Dzięki takim ludziom wierzę, że żyję w dobrym świecie.
Na dowiedzenia dostajemy od niego pyszną niemiecką czekoladę.