Niestety szczęście mija. Miejsce, gdzie zostałem wyrzucony to koszmar autostopowicza (4 auta co 6 minut). Sprawdzam mapę - o! Jest płatna rogatka niespełna kilometr od miejsca gdzie jestem. Biorę plecak i zasuwam.
Idę, idę, idę... Kurcze. Ja wiem, że z plecakiem trudniej, ale to już na bank jest ponad 3 kilometry. Staję, sprawdzam. Chuj... Jestem w dupie. Na dodatek dupa ta jest zarośniętym rowem autostradowym, więc w każdej chwili może zjawić się węgierska policja.
Z tego miejsca chciałbym dodać nowe prawo do know-how autostopowicza: Zawsze sprawdzajcie mapę dwa razy (najlepiej w dwóch różnych źródłach).
Po siedmiu kilometrach podróży w rowie autostradowym z 25-kilogramowym plecakiem nareszcie łapie mnie policja. Pan policjant poważnie mi warczy i macha paluchem, że "walking nonono". Ok. Załatwmy to tak - Ty mnie bierzesz na stację, a ja się cieszę. To tylko 3 km stąd.
Niestety Pan policjant nieubłagany każe mi spadać. Panie... Ale gdzie? Przecież tu jest drut kolczasty, nie przejdę. Sugeruje mi żebym szedł z buta. UMHY... Po czym zwyczajnie odjeżdża. FUCK LOGIC!
Po kolejnych kilometrach (łącznie 3h pieszo przy ponad 30-stopniowym upale) dochodzę zmęczony i brudny na stację. Myję się po czym łapię stopa przy zjeździe. Obsługa techniczna autostrady każe mi wrócić na parking, ale ich nie słucham - i bardzo dobrze. Po 15 minutach łapię sympatycznego starszego Pana. Po chwili pyta mnie czy lubię muzykę GOA. Kojarzę, ale to raczej nie pasuje do 50-letniej, sympatycznej buźki. Przyjmuję, że się pomylił przy nazwie. Ale on włącza muzykę i przyspiesza...
160 km/h i takie pierdolnięcie, że odlatuję. Nie oceniajcie nigdy ludzie tylko po ich wieku (;