Albańczycy wyrzucają mnie w swojej małej miejscowości. Pierwsze wrażenia - masakra. To nie może być Europa. Trzeci, a może i nawet czwarty, świat.
Jeżeli chodzi o infrastrukturę i budownictwo jako takie to lepianki w Afryce wyglądają bardziej stabilnie. Bieda, ubóstwo, ogromny syf, ale krajobrazy takie, że od razu zmieniam decyzję o szybkim tranzycie przez Albanię. Chcę to zobaczyć z bliska!
Z uśmiechem na twarzy wyruszam w drogę. Nie wiem gdzie, byleby przed siebie. Natura (tam gdzie jeszcze nie zasyfił ją plastykiem człowiek) jest powalająca.
Robię sobie obiad nad rzeką i wyruszam dalej w 15-kilometrową przygodę. W międzyczasie ludzie mnie pozdrawiają, dzieci podbiegają. Bardzo urocze. Choć może i jest brudno, ale ludzi mają wspaniałych (:
Okolicy po prostu nie można opisać. Jest bajecznie. Coś jak połączenie Wietnamu z Chorwacją. Nawet zdjęcie nie są wstanie ująć jak cudownie tam jest.
Po kilku godzinach chodu zaczynam łapać stopa. Zatrzymuję się od razu auto. Zaświeca mi się lampka - znajomi mówili, żeby od razu pytać czy to nie taxi. Pytam - a i owszem, taxi. Paaaanie. "No cash, no euro, autostop. Polak". Jeden z pasażerów się zamyślił, pogadał z kierowcą, po czym rzekł jakże miłe: "Ok. For you for free".
Mówiłem już, ale powtórzę - ludzi tu mają super (: