W centrum Ulcinj myślę już tylko o piwie. Na szczęście tu już jest Europa z krwi i kości.
Wypijam spokojnie piwko, po czym łapię stopa. Szybciutko łapię Bośniaka, który niestety uczy niemieckiego, więc ciężko mu się gada po angielsku. Ale dużo rozumie, więc nie jest źle.
Wraca od swojego chorego ojca do rodzinnych stron w centrum Bośni. Jeszcze 2 godziny temu wyrzuciłem tę myśl z głowy, ale nieśmiało zacząłem dopytywać czy by mnie mógł wziąć. Na moje nieszczęście (a może szczęście) odmawia. Chyba przeszkadzała mu ta dziwna niemiecko-angielska bariera komunikacyjna między nami.