Dojeżdżam do Budvy. Robi ogromne wrażenie. Szukam jakieś miejsca do stopa, ale że jestem wybredny (i chyba ciągle lekko podchmielony) to decyduję się na rajd pod górę o przechyleniu 7%. I tutaj chciałbym dodać kolejną złotą zasadę know-how autostopowego:
NIGDY nie wchodźcie pod górę by sprawdzić czy jest tam lepsza miejscówka.
Po prostu nie. Stój gdzie jesteś, ciesz się, że masz dużo sił, które możesz wykorzystać na łapanie stopa. To tyle ode mnie. Po przejściu 3 km pod górę i powrocie, zły jak diabli łapię stopa. Na szczęście moje nerwy uspokaja szybko złapany kierowca. Rusek. Ummm... ciekawie.
Jedziemy słuchając ruskiej muzyki i gadamy pół po rusku pół po polsku. Bardzo sympatyczny Pan. Okazuję się, że w tych okolicach mieszka naprawdę sporo ruskich magnatów. Rozśmieszam go stwierdzeniem, że po rusku znam tylko jedno zdanie: "wsio budiet kukuruza".
Podwozi mnie pod prom, gdzie (co mnie ekstremalnie raduje) przepłynięcie dla ludzi jest darmowe. Hoho! Coraz bliżej Chorwacji (: