Dochodzimy o 4-ej pod klub YAAM. Jego zamknięcie przelewa szalę goryczy (i chyba nie tylko naszą, bo okoliczni mieszkańcy też są zdziwieni tym obrotem sytuacji). Idąc za jakimś człowiekiem dochodzimy do klubu Infected.
Trzęsąca się ziemia obok klubu przekonuje nas, że jest to to czego szukaliśmy! Niestety o 5:20 wchodzenie do klubu za 7 euro mija się z celem. Bliscy płaczu i pewni, że rano wyjeżdżamy do domu, wracamy przy dogrzewającym porannym słońcu do rodziny Wojtka.
Plan prosty - wstajemy jak tylko się wyśpimy i uciekamy z tego smutnego jak pizda Berlina.