Po zakupieniu dodatkowych piwek (na zegarze już grubo po 2-ej), dopytujemy się lokalsów o klub, w którym można kupić zioło. Tak dowiadujemy się o klubie YAAM. Kierując się w jego stronę mijamy jeszcze klub Matrix, ale niestety impreza jest już zamknięta (z jakiego powodu nie pamiętam).
Idąc dalej spotykamy dwóch Duńczyków kroczących do jakiegoś squatu. To raczej nasze klimaty, więc idziemy z nimi. Po 30 minutach dochodzimy ponownie pod klub Fritz. Noż kurwa mać! Duńczycy w międzyczasie uciekają przed nami (chyba byliśmy zbyt bezpośredni, czy coś...).
Dopytujemy się spotkanego zbieracza puszek z Polski o YAAM. To zaledwie 30 metrów stąd. Super, bo już dochodzi czwarta, a my spragnieni jesteśmy jakiejkolwiek dobrej imprezy.