W Saint Malo jesteśmy 2 godziny przed planowanym wypłynięciem portu. Kupujemy bilety i idziemy się przejść (już tylko z bagażem podręcznym). Samo miasto jest po prostu bajeczne! Mały rynek urzeka mnie do szpiku kości.
Cumujemy na jednej z ślicznych ławeczek w środku mini-skwerku pośród platanów. To czas by coś zjeść. Na kolację szef kuchni poleca - polowy żurek z makaronem zrobiony bez sztućców, za pomocą butli gazowej, podany w przeciętych na pół butelkach!
Z roku na rok coraz lepiej wychodzą mi takie dania (:
Po pysznym posiłku udajemy się na promownię i wchodzimy na okręt. Płyniemy na Jersey.