W okolicy 11-ej docieramy do Europy kontynentalnej. Mam okazję zobaczyć Saint-Malo w świetle dziennym i powiem szczerze - urzeka jeszcze bardziej! Choć po Jersey jestem przepełniony cudownymi krajobrazami, to jednak czuję niedosyt architektoniczny. Ten głód skutecznie zaspokaja miasto St. Malo, które jest naprawdę niezwykłe.
A mamy okazję zobaczyć jego dużą część, bowiem od miejscówki upatrzonej na hitchwiki dzieli nas 6 km pieszo. W trakcie chodu farmera miasto urzeka mnie osobiście drobnymi smaczkami - platanowymi alejami, publiczną muzyką puszczaną z głośników oraz małymi, uroczymi sklepikami.
Pod koniec naszej trasy wchodzimy do sklepu, by w końcu zjeść coś porządnego (na Jersey raczej się nie przejadaliśmy). Po dwóch godzinach jesteśmy na upatrzonym rondzie znajdującym się zaraz przy wyjeździe z miasta. Miejscówka, choć nie najwyższych lotów, to okazuje się bardzo przystępna i łatwa - w ciągu 10 minut zatrzymuje się kierowca jadący w naszym kierunku.
Młody francuski kierowca, o wyglądzie rudeboy'a podwiezie nas pod Renne. Mówi całkiem nieźle po angielsku, dzięki czemu dowiadujemy się, że jest klawiszowcem zespołu Freedom For King Kong. Zwracam mu uwagę, by płytę swojego zespołu wysłał koniecznie na konkurs zespołów na Przystanek Woodstock. Co ciekawe, o PW słyszy pierwszy raz (spotkałem już mnóstwo ludzi z całej Europy i zdecydowana większość wie, że mamy w Polsce taką ogromną imprezę).