Jestem leniem muszę przyznać. Mimo, że mocno się ściemnia na małym MOP'ie w Gliwicach to i tak nie mam zamiaru rozmawiać z ludźmi na parkingu. Stosuję metodę Patrycji. Stoję na końcu parkingu i tabliczką wymachuję w stronę ludzi jadących austostradą (licząc na cud podobny do tego w zeszłym roku na Węgrzech) oraz do wyjeżdżających.
Po 40-minutach czekania, tracąc powoli werwę do tej wyprawy, zatrzymuje się TIR. Rozmowa o planach jazdy stanowi istotne wyzwanie intelektualne dla mojego kierowcy. Po długich minutach udaje nam się ustalić, że jedziemy w tym samym kierunku. Cieszę się ja, oraz ludzie z parkingu, którym kierowca zatamował jedyny wyjazd.
Kierowca Mirek to dawny służbista gwardii honorowej. Swoimi stosunkowo nudnymi wywodami psuje mi perspektywę drzemki. Jedzie jednak pod Brno, więc dzięki niemu zrealizuje plan minimum. Bardzo prawdopodobnym staje się fakt, że ucieknę przed wszystkimi rajdami! Po drodze przerwa w Biedronce na uzupełnienie zapasów cukru w krwi.
Mirek TIRa zatrzymuje się zaraz za rozjazdem w Czechach. Mówi, że innej (normalnej) stacji po drodze już nie ma. Wierzę mu, choć mój atlas mówi jeszcze o dwóch.