Po stosunkowo ciepłej, choć bardzo mokrej nocy zbieram się leniwie. Sprawdzam szczelność namiotu, myję zęby, po czym spokojnie jem śniadanie i czekam aż namiot wyschnie całkowicie.
O 10:10 zaczynam łapać. Jedynym sensownym kierunkiem do opisu mojego kartonu zdaje się być Bratysława. Po godzinie bezskutecznych prób w mocnym słońcu zdaję się jednak na starą metodę. Po polsku rozmawiam z pierwszym kierowcą. Jest zgoda. Jedziemy do Brna.
Czech Pavel ma obeznane Brno niesamowicie, więc - lekko zwiększając swoją drogę - podwozi mnie w dogodne miejsce do łapania stopa w kierunku Słowacji.