Póki co mam straszne szczęście. Po drodze wielokrotnie mijam burze, ale gdy zjawiam się na miejscu do łapania, to pogoda się poprawia. Tak jest i tym razem, w małej, rozwalonej wsi pod granicą. Łapanie tutaj jest dosyć trudne, choć satysfakcjonujące - już prawie jestem!
Po 25-minutach zatrzymuje się starszy Pan. Dogaduję się po pół angielsku, pół polsku, że podwiezie mnie do pierwszej miejscowości za granicą (czyli w sumie na granicę). Przeprawa to szybka formalność. Obywatele Unii wpuszczani są priorytetowo.
A więc dojechałem!