W małej miejscowości Buna łapię na przystanku autobusowym zaraz obok rozgałęzienia drogi. Robi się już naprawdę ciemno, więc rozglądam się za miejscówką do spania.
Postanawiam jednak, że łapię do 21-ej. Dobija godzina zero. No dobra - jeszcze chwilka. Ostatni rzut samochodów (takimi paczkami jeździły). Jak przejadą to idę spać. Już cofam dłoń, gdy ostatni samochód z kolumny się zatrzymuje. Jedzie w moim kierunku, ale tylko niedaleko. Dobre i to!
Rozmowa po polsku, bo po angielsku to wiadomo, że raczej nikt ze starszych nie gada (wynika to z braku materiałów jak i oficjalnych zakazów nauki obcych - innych niż rosyjski - języków na terenie byłej Jugosławii).
Tutaj mała dygresja, dlaczego autostop w Bośni jest taki trudny - sama metoda podróży w ten sposób w BiH'u jest niepraktykowana przez lokalsów. Jedynymi, którzy jeżdżą w tym kraju są turyści. Bośniacy wiedzą zatem, że osoba stojąca przy drodze nie rozmawia po bośniacku. Większość z nich jest bardzo otwarta, ale mają opór przed rozmawianiem po angielsku (bo po prostu nie znają tego języka). Nie biorą zatem ze względu na tę barierę (ale często widziałem ich pozdrawiających mnie z samochodów z uśmiechami).
Z panem, który okazuję się oficerem specjalnej policji (niestety nie mogłem się dogadać czym się zajmują) jadę do jeszcze mniejszej miejscowości, gdzie na pewno już spędzę noc.