Z moim kierowcą zwiedzamy tak naprawdę wszystko co się da po drodze. Rozmowa klei się sama, droga staje się bardzo górzysta, zaś widoki całkiem w dechę (;
Bankowiec jest przemiły - gdy tylko poproszę zatrzymuje samochód na drodze bym mógł zrobić zdjęcie. Sam opowiada mi wiele historii o kraju, miejscach przez które przejeżdżamy oraz o swoim życiu.
To dzięki niemu dowiaduję się o korupcji w Bośni, służbie zdrowia (o dziwo nie czeka się tu w kolejkach do specjalistów), stosunku Bośni do Unii (negatywny), podziale kraju (zarówno pod względem etnicznym na część Serbską, Chorwacką oraz Bośniacką jak i religijnym: na część chrześcijańską i muzułmańską), drogach, płacach (ze smutkiem stwierdzam, że zarabiam 3 razy więcej niż mój drogi kierowca), bezrobociu (świadczenia socjalne z tytułu bezrobocia obowiązują tylko 3 miesiące i są rzędu 150 €/miesiąc) jak i studiowaniu (by studiować za darmo należy spełnić szereg kryteriów oraz przejść rozmowę kwalifikacyjną i test).
Cała droga do Sarajeva, choć na mapie to zaledwie rzut beretem, zajmuje nam ponad 4h. Górskie spirale oraz okropna pogoda to zdecydowanie punkty charakterystyczne tej części wyprawy.
W trakcie jazdy zostaje poinformowany o tym, że kierowca musi pojechać na 15 minut do kolegi. Zatrzymuje się przy supermarkecie w małej miejscowości i karze mi na siebie poczekać. Okropnie zmęczony wyciągam z plecaka kurtkę, zakładam ją po czym.... zostawiam plecak w samochodzie kierowcy i idę na zakupy. Tak. Jestem kretynem!
W miejscowości czekam prawie 40 minut na swojego kierowcę. Jego przyjazd jest dla mnie pozytywnym przeżyciem, bo wizje samotnej przeprawy przez Bośnię bez swoich rzeczy zaczynały przejmować mój umysł.
Sam kierowca moje zachowanie kwituje (nie bez przesady trafnym) stwierdzeniem, że jestem bardzo lekkomyślny. Ma rację. Nigdy już tak nie zrobię.