Na stacji, na której wysiedliśmy jest bajecznie - zupełnie inaczej jak na poprzedniej. Może i nie ma dużo aut, ale jest ubikacja (bezpłatna, a nie jak poprzednio płatna). Są też Polacy (ale nie autostopowicze, lecz Polskie samochody).
Cieszymy się, że wyrwaliśmy się z piekła. Po krótkiej pauzie czekamy na auta. Przyjeżdża kamper. Nie widzimy blach, ale każę Wojtkowi lecieć sprawdzić. Nie ma go 4-5 minut.
Wraca jakby latał! Już wiem, że jedziemy - ze szczęścia jedną ręką prawie podnoszę oba nasze plecaki. Jakby tego było mało Wojtek krzyczy "to Polacy!".
Skaczemy ze szczęścia. Wypasiony Polski kamper jadący do Polski. Uciekamy stąd: ŻEGNAJ CHORWACJO!