O północy docieramy do Polski. Próbujemy przez chwilę łapać stopa, ale przedstawiam problem: jest północ, pada deszcz, aut prawie wcale, a my ubrani jak idioci (w Zagrzebiu było 35 stopni, w Polsce 14). Odpuszczamy.
Gadamy ze społecznością lokalną, której prawie wcale zrozumieć nie umiem. To co wiemy to to, że trzeba rozbić namiot tak, aby nie dostać po głowie. Długo szukamy. Rozbijamy się o pierwszej w środku zarośniętego pola. Bezpiecznie jest średnio na jeża, ale nic lepszego nie ma.
Śpimy do 7-ej. Noc okropnie zimna i mokra. Rano łapiemy stopa - choć aut dużo stoimy prawie 2 godziny i nic. Robię uśmiech z mleczy na jezdni, ale nic to nie daje. Dzwonie do znajomych - pociąg z Chałupek do Katowic jest o 10-ej z groszami: mamy 14 minut - musimy zasuwać!