Po upewnieniu się rano, że Turka już nie ma zaczynam łapać. Po kilku chwilach jadąca znad przeciwka policja daje mi znak żebym spadał na parking (byłem na wjeździe).
Na parkingu idzie mi słabo. Średnio jakoś się wyspałem. Ale po kilku chwilach zagaduję do Serba z wielkich tatuażem godła tegoż kraju. Całkiem nieźle gadający Serb opowiada mi o wczorajszym koncercie Rammsteinu w Belgradzie, z którego wraca. Pędzimy, a temperatura rośnie. I rośnie dalej...
Gdy przejeżdżamy przez strasznie zacofaną i brudną południową Serbię zaczyna się robić niemożliwie ciepło. Na termometrze już ponad 40 stopni!