Dojeżdżam pod Shkodër. Na szczęście kierowca nie wywozi mnie do miasta, tylko na rozjazd na mała dróżkę graniczną (miliard razy bardziej polecam niż jechać przez Podgoricę).
Wysiadam, robię zdjęcia i nagle dostrzega mnie dwóch jegomościów. Pytają czy do granicy i chwilę później jadę już z nimi. Niezwykle mili Czarnogórzanie próbują się ze mną jakoś dogadać, i mimo trudności, całkiem nieźle nam to wychodzi.
Zmęczony jak diabli Albanią cieszę się już na samą myśl o Czarnogórze. Po drodze dostrzegam już pierwsze objawy cywilizacji. Dobry znak. Wracam do Europy.