Polscy budowlańcy przez przypadek wjeżdżają do Berlina. Zajmuje mi jednak chwilę zanim się ogarniam i już znowu jesteśmy na ringu (a mogliśmy wtedy już wyjść...). Wysiadamy jednak na innej stacji. Jak się okazuje stacji, która chyba nigdy nie powinna była powstać. Znajduje się bowiem na takim fragmencie autostrady, który bez problemu można by wyciąć, bez ujmy dla międzynarodowego transportu. Makabra!
Wszyscy albo jadą poza Berlin, albo gdzieś indziej. Próbuję naprawić naszą sytuacje, ale jestem zupełnie zgubiony w natłoku informacji - możemy bowiem zrobić tzw. Manewr, albo przejść poboczem przy autostradzie, następnie przez most i na druga stronę, iść na pociąg, albo jeszcze coś innego... Próbujemy przeanalizować prawie każdą możliwość, ale wszystkie wydają się bezsensowne.
Po godzinie wkurzamy się na tyle, że decyduję się na (wydawałoby się) absurdalny krok - przebiegamy przez trójpasmową autostradę (w każdym kierunku!) na drugą stronę, gdzie również znajduję się stacja.
Po solidnej dawce jeleniej adrenaliny jesteśmy już szczęśliwie na drugiej stronie. Po kilku chwilach Wojtek zagaduje do izraelskiego biznesmana i jedziemy już na lotnisko pod Berlinem. Nareszcie! (jest już po 22).