Z sympatyczną Panią dojeżdżamy do stacji BP w okolicy Żarskiej Wsi. Wysiadamy i w okropnej ulewie łapiemy stopa na stacji rozmawiając z ludźmi. Patrycji jest okropnie zimno, podobnie jak mnie (pierwszy raz odczuwam brak kalesonów na nogach).
Po kilku zimnych, dłużących się chwilach łapiemy pana z wąsem z Częstochowy, który jedzie odebrać swoją żonę spod Pragi. Jest w stanie wyrzucić nas na stacji przed Dreznem. Pakujemy szybko plecaki do pustego bagażnika, ale Pan po kilku sekundach przekonuje nas, że lepiej jest położyć je na tylne siedzenie. Zbieramy (jak się zdaje) wszystkie rzeczy i jedziemy.
Niedługa, wolna (Pan nie jest skory do szybkiej jazdy w trakcie nawałnicy) i nudna podróż ma mieć w przyszłości jednak dla nas kolosalne znaczenie...