Na stacji spędzamy kilka kwadransów. W międzyczasie pojawia się para austriackich punków-autostopowiczów. Nie wiem jak z takim imidżem udało im się zajechać aż tak daleko (;
Po kilku chwilach dostrzegam auto na belgijskich blachach. Rozmawiam z kierowcą i jest zgoda! I to gdzie: za granicę, a jak chcemy to i pod sam Gent. Niby nie jest to na naszej trasie, ale... jak tylko chcemy to będzie (:
Belg okazuje się być bardzo rozmowny. Jest jednak typowym mieszkańcem tego kraju, gdyż większość tematów wprost ocieka socjalistycznymi ideami wolnej i potężnej Unii Europejskiej. Każdemu należy się miska z żarciem, wolność, a jak jej nie ma - to mu ją załatwimy, bo my i tak mamy za dużo.
Nie żebym był przeciwnikiem tychże idei. Po prostu nie lubię takiego bezkrytycznego huraoptymizmu. Nasz kierowca, choć bardzo uprzejmy, to jest jak żywy billboard przedwyborczy. Próbuję jakoś rzeczowo prowadzić dyskusję, ale jestem już zbyt zmęczony. Wojtku? Gdzie jesteś?!