Docieramy na całkiem sporą stację pod Chartres. Nasi kierowcy kampera proponują nam podwózkę do Wersalu, ale grzecznie odmawiamy. Na stacji najpierw łapiemy normalnie, ale średnio nam to wychodzi (a bardziej mi, bo przypominam, że Francuzi też są z tych złych), więc godzę się na metodę Patrycji.
Mimo panującej już ciemności, stoimy pod latarnią i szukamy podwózki łapiąc na kciuka. W wolnych międzyczasach Patrycja uczy mnie tańczyć, więc humory zdecydowanie lepsze niż kilkaset kilometrów wcześniej.
Nasz taniec widocznie budzi litość, bo niedługo potem zatrzymuje się francuska para (;
W aucie bardzo sympatyczna para jedzie do Paryża, więc proponuję klasyczną podwózkę manewrową. Pod samym Paryżem jest bowiem stacja benzynowa, na której spodziewam się dużo większego ruchu. Podczas jazdy kierowcy tak przejmują się naszą historią, że proponują nam noc w Paryżu. Bierzemy numery na wszelki wypadek i grzecznie dziękujemy - plan jest bowiem inny. Nie śpimy aż do Polski.
To kolejni Francuzi, którzy utwierdzają mnie w przekonaniu, że jest to świetny naród.