Na stację pod samym Paryżem docieramy i od razu przystępujemy do dalszej walki. Łapiemy ciągle metodą piękniejszej połówki.
Po kilku kolejnych lekcjach tańca, podchodzi do nas kierowca tira z okolicznego parkingu i pyta się czy nie chcemy pojechać z nim. Super, a gdzie Pan jedzie? Do Niemiec. O cholera! To oczywiście, że tak.
Francuski kierowca jedzie pod Stuttgard. Ni jak ma się to do ustaleń pierwotnej trasy, ale lepsze to niż stać pod Paryżem i czekać na okazję szybkiego opuszczenia tego autostradowego spaghetti.
U kierowcy po prostu padamy. Jedziemy drobnymi drogami 80 km/h (omijamy w ten sposób drogie autostrady). Trasy nie widzę prawie wcale, bo zapadam w niedźwiedzi sen. Patrycja informuje mnie jednak, około drugiej w nocy, że widoki były super. Wierzę na słowo (;