Ze względu na ograniczenia mojej mapy, wolę nie ryzykować wysiadania na obwodnicy Strasbourga. Proszę kierowcę o wysadzenie nas w ostatniej (dostępnej dla nas i naszego kierunku) stacji pod Toulem. Stacja jest raczej średnia (z jednej strony autostrady, wspólna dla obu kierunków).
Pora nie dodaje do ruchu (jest godzina druga w nocy), więc piszemy 3 kartki po polsku i wkładamy je za wycieraczki polskich tirów. Osobiście uważam taki sposób łapania za dziwaczny, ale lepszej alternatywy chwilowo nie mamy.
Przechodzimy na stację. Pusto. Patrycja siada sobie w fotelu, ja udaję się po czekoladę-niespodziankę dla niej (:
W międzyczekoladziu do Patrycji podchodzi jedyna osoba będąca na stacji poza nami. Gdy wracam z kubkiem, Pan informuje mnie, że widok dwójki ludzi z plecakami na tym zadupiu, o tej porze, trochę go skonfundował, więc postanowił zagadać (tak czy siak stawiam jednak na wersję, że Patrycja to śliczna dziewczyna i po prostu zatroskał się o nią).
Bez jednak zrozumienia powodów jego działań, wynik końcowy jest fantastyczny - jedziemy pod Dortmund!
Większość czasu w samochodzie słuchamy AC/DC. Rozmowa się nie klei, bo po prostu oboje odpływamy. Patrycja zasypia w śmiesznej pozycji, więc odpinam ją z pasów i kładę na swoich kolanach. Gdy kierowca włącza jazz odpływam i ja.